Bądź ostrożna, on może być naprawdę przerażający.
Świetnie.
-Jak to możliwe? - mogłam pomóc, ale najpierw musiałam poznać choć trochę szczegółów.
-Przyjeżdża z Sydney, ludzie tam nie potrafili mu pomóc, on jest problematyczny Scarlet.- westchnął.
-Oh. - zachłysnęłam się - Kiedy tu będzie?
-Przyjedzie jakoś po trzeciej, o ile nie wcześniej. Dwóch ochroniarzy wyprowadzi go z vana i posadzi na wózku inwalidzkim, a następnie ty zaprowadzisz go do jego pokoju.- powiedział, a ja pokiwałam głową w odpowiedzi. - Nie martw się, będzie miał na sobie kaftan bezpieczeństwa. - Uspokoił mnie.
To wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej lub pewniej.
-Okey, widzimy się później. - uśmiechnęłam się.
Wróciła do mojej szafki i wyciągnęłam z niej wszystko co potrzebowałam.
-Hej Scar.- powiedział mój współpracownik James, kiedy wszedł do szatni. - pracował w oddziale dla chorych psychicznie osób.
-Cześć James - uśmiechnęłam się.
-Jak samopoczucie?
-Jestem nieźle podenerwowana. - przełknęłam ślinę.
-Oh tak, słyszałem o tobie i o ty psychicznym pacjencie. - James posłał mi sympatyczny uśmiech.
"Słyszałem o tobie i tym psychicznym pacjencie" brzmiało to jak jakiś przesąd na przyszłość, ale nie w dobrym znaczeniu.
-Taaa. Niezbyt dobre rozpoczęcie poniedziałku.- zaśmiałam się.
-Proszę cię Scarlet, każdy dzień spędzony tutaj jest pieprzonym poniedziałkiem. Nie mamy weekendów. - powiedział James. Miał rację.
-Tak, wiem. - westchnęłam
-W każdym razie, muszę wrócić do pracy - powiedział James. -Pewnie zobaczymy się później. Powodzenia z nowym pacjentem, będzie dobrze.- uśmiechnął się.
Pomachałam mu na pożegnanie z wymuszonym uśmiechem. Kiedy wyszedł, głośno westchnęłam. Wiem, że wyglądało to jak nic takiego, ale naprawdę nie macie pojęcia jak bardzo byłam przerażona.
I pewnie myślicie "czemu w takim razie podjęłaś pracę jako psychoterapeutka?" Cóż, po prostu lubię pomagać ludziom, taka jestem. Nigdy nie bałam się psychicznych ludzi, dopóki nie usłyszałam historii o tym jak atakują pielęgniarki.
Moim pierwszym pacjentem dzisiaj była mała dwunastoletnia dziewczynka - Isa, która cierpi na paranoję i zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, rozwinęło się to wszystko do tego stopnia, że miała myśli samobójcze. Isa również była słodka, ale kiedy terapeutka powiedziała mi o jej małym wydrapanym pająku na ramieniu, który zrobiła sobie paznokciami, trochę się przestraszyłam.
- Cześć Isa - uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do jej celi i zamknęłam za sobą drzwi.
- Dzzień dobry pani Rose - powiedziała swoim delikatnym głosem. Była na swoim łóżku, oplatając rękami kolana. To była pozycja w której większość pacjentów siedziała.
- Isa, proszę mów mi Scarlet.
- Pprzepraszam Ssscarlet - powiedziała.
Oh tak, bardzo się jąkała.
- Jak się czujesz ? - uśmiechnęłam się.
Poruszyła się nieznacznie na łóżku i spojrzała na mnie. Jej małe jasno niebieskie oczy, teraz były ciemne i przekrwione. Brązowe włosy miała wysoko związane, a grzywka pozostawała na swoim miejscu. Przypominała mi wyrośniętą Boo z filmu Potwory i Spółka.
- Ookey - szepnęła.
- Dobrze, zaczynajmy.
Zegar wskazywał piętnastą. Przełknęłam ślinę i weszłam do windy. Już czas...
Widziałam się z moimi trzema pacjentami, z którymi widuję się co poniedziałek. Przez resztę dnia miałam pomagać w pobliżu - również sprawdzając co u moich pacjentów.
Kiedy winda się zatrzymała, poczułam jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi, a moje ręce zaczęły się pocić. Zauważyłam białego vana, zaparkowanego przed budynkiem oraz zobaczyłam na zewnątrz doktora Cartridge, rozmawiającego z kierowcą i z chłopakiem na wózku inwalidzkim.
- No to zaczynamy - mruknęłam do siebie.
Poprawiłam uniform i powycierałam dłonie w chusteczkę, a wtedy doktor Cartridge mnie zauważył i uśmiechnął się szeroko.
- I oto mamy Scarlet Rose - powiedział.
- Scarlet to jest Norman, Norman powitaj Scarlet.
- Cześć, miło mi cię poznać - uśmiechnęłam się potrząsając jego dłonią.
- Mnie również, dużo o tobie słyszałem - powiedział. - A to - westchnął - jest Luke - dokończył i obrócił wózek w moją stronę.
Byłam w szoku. On był psychiczny? Wyglądał na nie mniej jak dwadzieścia lat... Właściwie to był...
Piękny.
Miał nieco kręcone włosy, kolczyk w nosie i wardze oraz tatuaże - co nie wyglądało źle.
- Cześć Luke - próbowałam się uśmiechnąć.
- Hej maleńka - mruknął. Jego prawe ramię nieznacznie drgnęło.
- Luke - ostrzegł Norman, jakby Luke był sześcioletnim dzieckiem, które chce zjeść kolejne ciastko, ale zjadło ich już za dużo. - "Meleńka" ma imię - dokończył.
- Wiem - prychnął.
- Ma na imię Scarlet. Możesz już zabrać Luke'a do jego pokoju - uśmiechnął się doktor Cartridge.
Pokiwałam głową i popchnęłam wózek z Lukiem, wchodząc do środka.
- Czemu idziesz tak szybko ? Zwolnij do chuja - burknął.
- Przepraszam - mruknęłam.
- Więc lubisz szybko ? - zapytał uwodzicielsko.
- Pprzepraszam ?
- Tylko sobie żartuję, nie becz maleńka.
Westchnęłam z irytacji i weszłam z nim do windy. Czwarte piętro, pokój czwarty a.
Panowała cisza, dopóki się nie odezwał.
- Czemu te windy są takie ?
- Są tak zrobione na wypadek gdyby pacjenci wpadli na jakiś pomysł i nie próbowali go wykonać - mruknęłam.
- Hm.
Wreszcie byliśmy w jego pokoju i zmieniłam pościel na nową.
- Jeśli chcesz, możesz mówić mi Scarlet - powiedziałam, wyciągając przed siebie dłoń, ale szybko ją zabrałam, przypominając sobie o jego kaftanie. - Oh pprzepraszam - zaczerwieniłam się.
- Starasz się być zabawna czy jesteś tak głupia ? - burknął.
- Ppo prostu głupia – wymamrotałam.
- Tak myślałem. Nie wyglądasz na kogoś, kto jest zabawny, nawet kiedy myślisz, że żart jest zabawny - to nie jest. Zamiast rozbawić to kopiesz pod sobą głęboki dół i w niego wpadasz, sprawiając, że ktoś zaczyna cię nienawidzić, tak jak teraz ja - powiedział niskim, mrożącym krew w żyłach głosem.
Wzruszyłam tylko ramionami, wracając do bycia profesjonalistką w mojej pracy.
- Więc, um, chcesz żebym ci pomogła ?
- Nie jestem pieprzonym dziewięćdziesięciolatkiem, poradzę sobie.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. Dla mnie to było już za wiele.
Odwróciłam się, chcąc wyjść z jego pokoju, kiedy się odezwał.
- Nie możesz mi pomóc, nikt nie może.
- To ja...
- NIKT - głośno wrzasnął, sprawiając tym samym, że do pokoju wbiegły pielęgniarki.
Jedna z pielęgniarek dotknęła go, a on nie przestawał krzyczeć "nikt", więc druga wbiła strzykawkę w jego szyję, a jego głowa i powieki stały się ciężkie i zasnął.
Westchnęłam ciężko i podążyłam za trzema pielęgniarkami, wychodząc z pokoju, wyciągnęłam klucze z mojej kieszeni i zamykając drzwi, szybko spojrzałam na Luke'a, który spał na wózku inwalidzkim.
- Czy nie powinno się go przenieść do łóżka ? - zapytałam jedną z pielęgniarek.
- Oh nie, da radę - powiedziała bez emocji.
- To jaki jest problem z Lukiem ? - zapytałam doktora Cartridge'a.
- Luke trafił do pierwszej instytucji w wieku jedenastu lat, kiedy to zabił swojego ojczyma gołymi rękami, który nie pozwolił mu wziąć udziału w mistrzostwach swojej drużyny piłkarskiej. Jego mama - Gina, była w tym czasie na wycieczce razem z jej przyjaciółmi. Powiedziała, że kiedy wróciła do domu, Luke był w swoim pokoju razem z ciałem jego ojczyma. Rozmawiał z nim jakby był żywy, grał z nim w grę, a kiedy Gina zapytała co się stało, Luke z szaleńczym wzrokiem wyprowadził ją z domu, grożąc jej kuchennym nożem - wziął oddech i dodał - On ma bliźniaka - Jai'a i starszego brata Beau.
- Mój Boże - wzięłam głęboki wdech zaniepokojona. - Ile on ma lat ?
- Luke jest o dwa lata młodszy od ciebie, ma dziewiętnaście lat.
- I był w ośrodku przez osiem lat ?! - cicho krzyknęłam.
- W Melbourne nigdy wcześniej nie mieli tak psychicznego pacjenta w tym wieku, prawda ?
- Tak sądzę. Pomimo, że jest psychiczny to wygląda tak niewinnie - westchnęłam.
- Chodzi o zachowanie Scarlet, oni wszyscy tutaj tacy są, nie daj się nabrać - powiedział, a ja pokiwałam głową. - O szesnastej jest obiad, więc chciałbym byś zaprowadziła Luke'a na stołówkę. Norman powiedział, że chciałby byś była jego towarzyszką oraz postarała się z nim zaprzyjaźnić.
Westchnęłam.
- Tak, oczywiście - sztucznie się uśmiechnęłam.
Nigdy nie sprzeciwiałam się z poleceniami doktora Cartridge'a. Gdybym tak zrobiła to pewnie bym miała przechlapane. Miałam dziewiętnaście lat, kiedy zaczęłam tu pracować. Byłam sprzątaczką, ale pomagałam co niektórym pracownikom z pacjentami, więc oni powiedzieli o mnie doktorowi Cartridge i tak dostałam lepszą pracę, i będąc szczerym kochałam ją.
I jest drugi rozdział mam nadzieje, że wam sie spodoba. Za wszystkie błędy przepraszam ale nie jestem robotem. Mile widziany kometarz bo to naprawdę motywuje. ^^
omg rozdział cudowny i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń