sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 3

  Zaniepokojona usiadłam za biurkiem na krześle. Chwyciłam długopis i stukałam nim o biurko w nieznanym mi rytmie. Zegar wskazywał 15:36. Była to godzina bliska czasu na obiad, a to oznaczało, że muszę spotkać się Lukiem ponownie. 
- Co z tobą ? Jesteś taka niespokojna - James zdławił chichot, zamiatając podłogę. Wciąż byłam w tym psychicznym oddziale. Musiałam tu zostać przez Luke'a - musiałam go wszędzie zaprowadzać i doglądać od czasu do czasu, nawet jeśli to nie była moja praca.
Westchnęłam.
- Muszę zabrać Luke'a do stołówki i jestem podenerwowana. - Szepnęłam, kiedy jego cela była już niedaleko.
- Oh, właśnie widzę. Obudził się jakieś dziesięć minut temu - wzruszył ramionami.
- Okey – ponownie westchnęłam.
Byłam wpatrzona w punkt na przeciwko mnie, kiedy starszy facet ubrany w szlafrok, zasłonił mi widok. Podniosłam głowę.
- Mogę panu w czymś pomóc ? - uśmiechnęłam się.
- Przeszkadzasz mi w lekcji grania na skrzypcach - wymamrotał.
- Panie Greene, nie gra pan na skrzypcach.
- Umiałem grać na skrzypcach - prychnął.
Zauważyłam pielęgniarkę, stojącą na końcu korytarza. Wyglądała jakby właśnie go szukała. Podeszła do nas i złapała za jego lewe ramię, przy tym cicho się śmiejąc.
- Są jak dzieci, nie można ich spuszczać z oczu - uśmiechnęła się, a ja i James zawtórowaliśmy jej.
- Co za dziwak - powiedział James.
- James ! - krzyknęłam. - To nie jego wina. 
- Taa, nikt nie może panować nad swoimi dziwactwami - zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami.

   Zegar wskazywał szesnastą. Wstałam z krzesła i ruszyłam w kierunku celi Luke'a. Dźwięk skrzypiącego metalu sprawił, że Luke podniósł głowę. Siedział na łóżku na przeciw ściany. Obejmował swoje kolana, nieco się bujając w przód i w tył.
- Luke ? - szepnęłam.
- Cco ? - odszepnął.
- Czas na obiad - powiedziałam.
- Nie jjestem gło - dny - zająknął się.
- Czemu się jąkasz Luke ? - zapytałam.
- Nie mogę nad tym zapanować i nic na to nie poradzę - warknął.
- Okey, przepraszam - szepnęłam. - Musisz coś zjeść, od wczoraj nic nie jadłeś. Jak to w ogóle możliwe, że nie jesteś głodny ?
- Ppo prostu nie jestem - powiedział ochrypłym głosem.
- To może przyniosę ci tacę z jedzeniem ? No wiesz, gdybyś choć trochę zgłodniał.
Patrzył się na mnie, jakby starał się swoim wzrokiem wywiercić dziurę w moim ciele. - W porządku - westchnął, drapiąc się po ramieniu.
Pokiwałam głową i wyszłam z jego celi. Odwróciłam się, zamknęłam drzwi i ruszyłam w dół ciemnego, okropnego korytarza. Kroki, które stawiałam po podłodze odbijały się echem. Kiedy stanęłam przed podwójnymi drzwiami, otworzyłam lewe z nich, a światło oświetliło hol.

   Stołówka była zatłoczona. Pełno pacjentów siedziało samych przy stolikach dla czterech i więcej osób. Było mnóstwo pacjentów, którzy byli aspołeczni, po prostu nie byli zaciekawieni rozmawianiem z innymi . Uczono ich o innych ludziach i ich chorobach. To było zalecenie doktora i wspominane podczas sesji. Ale oni tak nie słuchali.
Żaden z nich.

  Oczekiwałam, stojąc w długiej kolejce, trzymając niebieską, plastikową tacę, na której jak na razie miałam tylko karton jabłkowego soku. Kolejka przesuwała się powoli - pomocnice kuchenne były leniwe i niemiłe - co mnie zaczynało irytować, ale nie tylko mnie - również parę pielęgniarek, ale nie mówiłyśmy o tym pani Robertson - dyrektorce instytucji, ponieważ była ona bardzo przerażająca i straszna, jeśli mam być szczera.
Kiedy kolejka ponownie ruszyła się do przodu, westchnęłam z ulgi. W stołówce panował hałas, ale nastała głucha cisza, kiedy podwójne drzwi się otworzyły, ukazując Luke'a, który wyglądał na naprawdę wkurzonego i Jacka, który był jednym z ochroniarzy.
Kiedy Luke mnie zobaczył, jego złość zamieniła się na zawadiacki uśmieszek i przejechał po całym moim ciele wzrokiem, co sprawiło, że oprzytomniałam. Mój strój nie był pociągający czy atrakcyjny.
Odwrócił się i powiedział coś do Jack'a, który trzymał go za ramię. Wtedy Jack spojrzał na mnie, pokiwał głową do Luke'a i zaczął iść w moim kierunku.
- Panno Rose, Luke powiedział mi, że bierze pani dla niego jedzenie, zgadza się ? - zapytał.
- Tak, zgadza się - przytaknęłam.
- W takim razie posadzę go obok okna, bo to jedyny wolny stolik.
- Okey - uśmiechnęłam się.
W pomieszczeniu znowu panował gwar. Kiedy kolejka ruszyła się tak bardzo, że miałam dostęp do jedzenia, chwyciłam łyżkę i nałożyłam trochę frytek na tacę. Odłożyłam łyżkę i westchnęłam, wiedząc że muszę jeszcze trochę poczekać, by móc wziąć inne jedzenie.
  Po około dziesięciu minutach, na reszcie miałam wystarczającą ilość jedzenia. Na tacy znajdowały się frytki, nuggetsy, ziemniaki ułożone w uśmiech - co było ironiczne, bo Luke nie był wesoły - oraz małe pomidorki.
  Ruszyłam na koniec pomieszczenia do Luke'a, gdzie siedział przy kwadratowym stoliku ze skrzyżowanymi ramionami i opuszczoną głową. Kiedy stanęłam na przeciwko niego i położyłam tacę na stoliku, ze strachem podniósł głowę, a jego ciemno brązowe oczy patrzyły w moje i czułam się jak w transie. Naprawdę chciałam wiedzieć , w jaki sposób zrobił sobie tatuaże oraz kolczyki, skoro był zamknięty w instytucji przez trzy lata.
- Podano do stołu - mruknęłam, unikając jego wzroku. - Jedz, póki nie jest zimne. Plastikowy nóż i widelec są w małym pudełeczku obok soku - delikatnie się uśmiechnęłam.
Odwróciłam się i chciałam odejść, kiedy ciche i ochrypłe "poczekaj", sprawiło że zastygłam i odwróciłam się.
- Nie idź - szepnął.
Pokiwałam głową i usiadłam na krześle na przeciwko niego, patrząc jak je jedzenie.
- Jak udało ci się zrobić te wszystkie rzeczy na twoim ciele ? - zapytałam.
- Masz na myśli moje tatuaże i kolczyk ? - zapytał, marszcząc brwi.
- Tak.
- Cóż, będę szczery, zastraszyłem moją poprzednią opiekunkę , by mi je zrobili. Widzisz, szantażowałem ją Scar - powiedział.
- Mam na imię Scarlet, ale dla ciebie siostra Rose - powiedziałam stanowczo.
- Whoah - podniósł swoje ręce w obronie - w porządku. W każdym razie, zastraszałem ją za każdym razem, kiedy czegoś chciałem. Była czymś w rodzaju mojej suki. - Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Jak miała na imię ?
- Sarah.
- Czym ją szantażowałeś ?
- O co ci chodzi z tymi wszystkimi pytaniami ? - nie pozostał dłużny i warknął.
- Ja tylko chcę więcej o tobie wiedzieć, to wszystko - wzruszyłam ramionami.
Westchnął.
- Cóż, skoro musisz już wiedzieć to przyłapałem ją i takiego faceta jak pieprzyli się w pralni. I, ponownie będę szczery, czekałem aż skończą i dopiero później powiedziałem im, że ich przyłapałem.
Co za zbok.
- Ew. Po co ? To chore.
- Panno Rose, kiedy pozbawiona laptopa i telefonu, a twoje hormony szaleją, zrobisz wszystko by mieć dostęp do jakiegokolwiek pornola. Byłem szczęściarzem i widziałem wszystko na żywo - uśmieszek pojawił się na jego twarzy.

Przepraszam, że dopiero teraz dodaje trzeci rozdziała ale nie miałam czasu aby przetłumaczyć bo miałam zbyt dużo nauki. Jeszcze mam 4 przedstawienia i muszę nauczyć się rul na pamięć. Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i licze na komentarze. :3 

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 2

Bądź ostrożna, on może być naprawdę przerażający.
Świetnie.

-Jak to możliwe? - mogłam pomóc, ale najpierw musiałam poznać choć trochę szczegółów.
-Przyjeżdża z Sydney, ludzie tam nie potrafili mu pomóc, on jest problematyczny Scarlet.- westchnął.
-Oh. - zachłysnęłam się - Kiedy tu będzie?
-Przyjedzie jakoś po trzeciej, o ile nie wcześniej. Dwóch ochroniarzy wyprowadzi go z vana i posadzi na wózku inwalidzkim, a następnie ty zaprowadzisz go do jego pokoju.- powiedział, a ja pokiwałam głową w odpowiedzi. - Nie martw się, będzie miał na sobie kaftan bezpieczeństwa. - Uspokoił mnie.
 To wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej lub pewniej.
-Okey, widzimy się później. - uśmiechnęłam się.
  Wróciła do mojej szafki i wyciągnęłam z niej wszystko co potrzebowałam. 

-Hej Scar.- powiedział mój współpracownik James, kiedy wszedł do szatni. -  pracował w oddziale dla chorych psychicznie osób.
-Cześć James - uśmiechnęłam się.
-Jak samopoczucie?
-Jestem nieźle podenerwowana. - przełknęłam ślinę.
-Oh tak, słyszałem o tobie i o ty psychicznym pacjencie. - James posłał mi sympatyczny uśmiech.
  "Słyszałem o tobie i tym psychicznym pacjencie" brzmiało to jak jakiś przesąd na przyszłość, ale nie w dobrym znaczeniu.
-Taaa. Niezbyt dobre rozpoczęcie poniedziałku.- zaśmiałam się.
-Proszę cię Scarlet, każdy dzień spędzony tutaj jest pieprzonym poniedziałkiem. Nie mamy weekendów. - powiedział James. Miał rację.
-Tak, wiem. - westchnęłam 
-W każdym razie, muszę wrócić do pracy - powiedział James. -Pewnie zobaczymy się później. Powodzenia z nowym pacjentem, będzie dobrze.- uśmiechnął się.

  Pomachałam mu na pożegnanie z wymuszonym uśmiechem. Kiedy wyszedł, głośno westchnęłam. Wiem, że wyglądało to jak nic takiego, ale naprawdę nie macie pojęcia jak bardzo byłam przerażona.
I pewnie myślicie "czemu w takim razie podjęłaś pracę jako psychoterapeutka?" Cóż, po prostu lubię pomagać ludziom, taka jestem. Nigdy nie bałam się psychicznych ludzi, dopóki nie usłyszałam historii o tym jak atakują pielęgniarki.
  Moim pierwszym pacjentem dzisiaj była mała dwunastoletnia dziewczynka - Isa, która cierpi na paranoję i zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, rozwinęło się to wszystko do tego stopnia, że miała myśli samobójcze. Isa również była słodka, ale kiedy terapeutka powiedziała mi o jej małym wydrapanym pająku na ramieniu, który zrobiła sobie paznokciami, trochę się przestraszyłam.
- Cześć Isa - uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do jej celi i zamknęłam za sobą drzwi.
- Dzzień dobry pani Rose - powiedziała swoim delikatnym głosem. Była na swoim łóżku, oplatając rękami kolana. To była pozycja w której większość pacjentów siedziała.
- Isa, proszę mów mi Scarlet.
- Pprzepraszam Ssscarlet - powiedziała.
Oh tak, bardzo się jąkała.
- Jak się czujesz ? - uśmiechnęłam się.
Poruszyła się nieznacznie na łóżku i spojrzała na mnie. Jej małe jasno niebieskie oczy, teraz były ciemne i przekrwione. Brązowe włosy miała wysoko związane, a grzywka pozostawała na swoim miejscu. Przypominała mi wyrośniętą Boo z filmu Potwory i Spółka.
- Ookey - szepnęła.
- Dobrze, zaczynajmy.

  Zegar wskazywał piętnastą. Przełknęłam ślinę i weszłam do windy. Już czas...
Widziałam się z moimi trzema pacjentami, z którymi widuję się co poniedziałek. Przez resztę dnia miałam pomagać w pobliżu - również sprawdzając co u moich pacjentów.
Kiedy winda się zatrzymała, poczułam jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi, a moje ręce zaczęły się pocić. Zauważyłam białego vana, zaparkowanego przed budynkiem oraz zobaczyłam na zewnątrz doktora Cartridge, rozmawiającego z kierowcą i z chłopakiem na wózku inwalidzkim.
- No to zaczynamy - mruknęłam do siebie.
Poprawiłam uniform i powycierałam dłonie w chusteczkę, a wtedy doktor Cartridge mnie zauważył i uśmiechnął się szeroko.
- I oto mamy Scarlet Rose - powiedział.
- Scarlet to jest Norman, Norman powitaj Scarlet.
- Cześć, miło mi cię poznać - uśmiechnęłam się potrząsając jego dłonią.
- Mnie również, dużo o tobie słyszałem - powiedział. - A to - westchnął - jest Luke - dokończył i obrócił wózek w moją stronę.
Byłam w szoku. On był psychiczny? Wyglądał na nie mniej jak dwadzieścia lat... Właściwie to był...
Piękny.
Miał nieco kręcone włosy, kolczyk w nosie i wardze oraz tatuaże - co nie wyglądało źle.
- Cześć Luke - próbowałam się uśmiechnąć.
- Hej maleńka - mruknął. Jego prawe ramię nieznacznie drgnęło.
- Luke - ostrzegł Norman, jakby Luke był sześcioletnim dzieckiem, które chce zjeść kolejne ciastko, ale zjadło ich już za dużo. - "Meleńka" ma imię - dokończył.
- Wiem - prychnął.
- Ma na imię Scarlet. Możesz już zabrać Luke'a do jego pokoju - uśmiechnął się doktor Cartridge.
Pokiwałam głową i popchnęłam wózek z Lukiem, wchodząc do środka.
- Czemu idziesz tak szybko ? Zwolnij do chuja - burknął.
- Przepraszam - mruknęłam.
- Więc lubisz szybko ? - zapytał uwodzicielsko.
- Pprzepraszam ?
- Tylko sobie żartuję, nie becz maleńka.
Westchnęłam z irytacji i weszłam z nim do windy. Czwarte piętro, pokój czwarty a.
Panowała cisza, dopóki się nie odezwał.
- Czemu te windy są takie ?
- Są tak zrobione na wypadek gdyby pacjenci wpadli na jakiś pomysł i nie próbowali go wykonać - mruknęłam.
- Hm.

  Wreszcie byliśmy w jego pokoju i zmieniłam pościel na nową.
- Jeśli chcesz, możesz mówić mi Scarlet - powiedziałam, wyciągając przed siebie dłoń, ale szybko ją zabrałam, przypominając sobie o jego kaftanie. - Oh pprzepraszam - zaczerwieniłam się.
- Starasz się być zabawna czy jesteś tak głupia ? - burknął.
- Ppo prostu głupia – wymamrotałam.
- Tak myślałem. Nie wyglądasz na kogoś, kto jest zabawny, nawet kiedy myślisz, że żart jest zabawny - to nie jest. Zamiast rozbawić to kopiesz pod sobą głęboki dół i w niego wpadasz, sprawiając, że ktoś zaczyna cię nienawidzić, tak jak teraz ja - powiedział niskim, mrożącym krew w żyłach głosem.
Wzruszyłam tylko ramionami, wracając do bycia profesjonalistką w mojej pracy.
- Więc, um, chcesz żebym ci pomogła ?
- Nie jestem pieprzonym dziewięćdziesięciolatkiem, poradzę sobie.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. Dla mnie to było już za wiele.
Odwróciłam się, chcąc wyjść z jego pokoju, kiedy się odezwał.
- Nie możesz mi pomóc, nikt nie może.
- To ja...
- NIKT - głośno wrzasnął, sprawiając tym samym, że do pokoju wbiegły pielęgniarki.
Jedna z pielęgniarek dotknęła go, a on nie przestawał krzyczeć "nikt", więc druga wbiła strzykawkę w jego szyję, a jego głowa i powieki stały się ciężkie i zasnął.
Westchnęłam ciężko i podążyłam za trzema pielęgniarkami, wychodząc z pokoju, wyciągnęłam klucze z mojej kieszeni i zamykając drzwi, szybko spojrzałam na Luke'a, który spał na wózku inwalidzkim.
- Czy nie powinno się go przenieść do łóżka ? - zapytałam jedną z pielęgniarek.
- Oh nie, da radę - powiedziała bez emocji.


- To jaki jest problem z Lukiem ? - zapytałam doktora Cartridge'a.
- Luke trafił do pierwszej instytucji w wieku jedenastu lat, kiedy to zabił swojego ojczyma gołymi rękami, który nie pozwolił mu wziąć udziału w mistrzostwach swojej drużyny piłkarskiej. Jego mama - Gina, była w tym czasie na wycieczce razem z jej przyjaciółmi. Powiedziała, że kiedy wróciła do domu, Luke był w swoim pokoju razem z ciałem jego ojczyma. Rozmawiał z nim jakby był żywy, grał z nim w grę, a kiedy Gina zapytała co się stało, Luke z szaleńczym wzrokiem wyprowadził ją z domu, grożąc jej kuchennym nożem - wziął oddech i dodał - On ma bliźniaka - Jai'a i starszego brata Beau.
- Mój Boże - wzięłam głęboki wdech zaniepokojona. - Ile on ma lat ?
- Luke jest o dwa lata młodszy od ciebie, ma dziewiętnaście lat.
- I był w ośrodku przez osiem lat ?! - cicho krzyknęłam.
- W Melbourne nigdy wcześniej nie mieli tak psychicznego pacjenta w tym wieku, prawda ?
- Tak sądzę. Pomimo, że jest psychiczny to wygląda tak niewinnie - westchnęłam.
- Chodzi o zachowanie Scarlet, oni wszyscy tutaj tacy są, nie daj się nabrać - powiedział, a ja pokiwałam głową. - O szesnastej jest obiad, więc chciałbym byś zaprowadziła Luke'a na stołówkę. Norman powiedział, że chciałby byś była jego towarzyszką oraz postarała się z nim zaprzyjaźnić.
Westchnęłam.
- Tak, oczywiście - sztucznie się uśmiechnęłam.

  Nigdy nie sprzeciwiałam się z poleceniami doktora Cartridge'a. Gdybym tak zrobiła to pewnie bym miała przechlapane. Miałam dziewiętnaście lat, kiedy zaczęłam tu pracować. Byłam sprzątaczką, ale pomagałam co niektórym pracownikom z pacjentami, więc oni powiedzieli o mnie doktorowi Cartridge i tak dostałam lepszą pracę, i będąc szczerym kochałam ją.

I jest drugi rozdział mam nadzieje, że wam sie spodoba. Za wszystkie błędy przepraszam ale nie jestem robotem. Mile widziany kometarz bo to naprawdę motywuje. ^^ 




poniedziałek, 3 listopada 2014

Bohaterowie

Scarlet Rose:

Luke Brooks:

Daniel Sahyounie:

Beau Brooks:

Jai Brooks:

James Yammouni:

Tina:

Doktor Cartridge:

Tommy:

Jack:

Liam Stephens:

Rozdział 1

   "Twoje zadanie to utworzenie efektownej relacji z ludźmi, którzy korzystają z Twoich usług. Skup się na ich wspieraniu, podczas ich powrotu do zdrowia oraz angażuj się podczas rozmów. Nadzoruj ich stan. Możesz pomóc jednej osobie poprawnie dojść do zdrowia i w tym samym czasie możesz doradzać innemu podczas terapii albo grupowych zajęć."

   Sukces można osiągnąć poprzez uzyskanie zaufania. To pomoże Ci zrozumieć sytuacje i znajdziesz najlepsze wyjście z sytuacji.
Musisz być zgodna z prawem, podczas wykonywania pracy oraz być zdolna do rozpoznania kiedy ktoś krzywdzi siebie lub innych.
Jaka jest najlepsza rzecz w byciu psychoterapeutką* ?
Jest to satysfakcja z patrzenia jak ktoś psychicznie chory z twoją pomocą naprawia swoje życie. Uczucie z bycia zdolną do zmienienia człowieka i wyleczenie go z depresji lub innej choroby jest zadowalające.

*SCARLET*
  Każdego ranka o szóstej, musiałam wstawać. Nie było wolnego. Ciągła praca. Pracowałam od ósmej do dwudziestej. Dwanaście godzin. Był poniedziałkowy poranek, a każdego poniedziałku przywożono do nas nowych pacjentów.
   Psychoterapeutka to ciężka praca - ale ostatecznie wynagradza mi to patrzenie jak stan klienta coraz bardziej się poprawia, aż w końcu staje się zupełnie inną osobą. To są ci dobrzy pacjenci. Ale są jeszcze tacy, którzy nie wierzą w siebie, żyją lub żyli w ciągłym stresie i paranoicznym życiu. My - pielęgniarki, dążymy do tego by im pomóc, ale oni nie słuchają i wydzierają się na nas. Nigdy nie zostałam uderzona albo zwyzywana przez pacjenta, ale znam pielęgniarki, które to spotkało.
   Co niektórzy ludzie, którzy się tutaj znajdują są naprawdę psychiczni i przez większość czasu, nie wiemy i nie możemy im pomóc, bo nam to nie pozwalają i nie chcą współpracować.
   Wyszłam z mojego podwójnego łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej jasno niebieski strój. W instytucji kolory uniformów, oznaczają w jakim departamencie pracujesz. Mój - jasno niebieski wskazywał na to, że pomagałam i opiekowałam się osobami z problemami psychicznymi.
Zielony był dla osób, które sprzątały cele, a ciemno zielone dla tych co pomagali tym w zielonych, czyli sprzątaczkom, nosząc za nimi różne przedmioty.
Fioletowe były noszone na zupełnie innym piętrze. Musiałeś mieć duże jaja, by pracować w tym departamencie - właśnie tego oddziału najbardziej się bałam. Chorzy psychicznie ludzie. Osoby, które próbowały i popełniały samobójstwa w swoich celach; nosiły kaftany bezpieczeństwa i starały się uderzyć pielęgniarki lub je wyzywali. Wstrętne i przerażające osoby.
Wiem, że byłam do nich negatywnie nastawiona i powinno mi być przykro z ich powodu. Ale jeśli mam być szczera, to cholernie mnie przerażali. Nie żartuję.

   Wyciągając strój, wyjęłam również pasującą czerwoną bieliznę i po cichu weszłam do łazienki, nie chcąc obudzić mojego współlokatora - Daniela, który był największym śpiochem na całym świecie. Nic nie potrafiłoby go obudzić, nawet trzęsienie ziemi.
Każdego ranka w łazience było strasznie zimno, to było okropne. Zimna podłoga pod moimi stopami ? Trzy razy nie. Zawsze kładłam ręcznik na podłogę, by moje stopy przez cały czas były ciepłe. Dziwne, wiem.
   Zdjęłam pidżamę i weszłam pod prysznic, zamykając za sobą szklane drzwi kabinowe.
Sięgnęłam do przycisku z gorącą wodą i nacisnęłam go, zmieniając siłę prysznicu na ostatni poziom. Wzięłam swój kokosowy szampon, nacisnęłam na butelkę, a żel wyleciał na moją lewą dłoń. Złączyłam dłonie razem i wmasowałam szampon we włosy. Po chwili spłukałam dokładnie płyn i uzyskałam pachnące i czyste włosy. Następnie zaczęłam myć moje całe ciało, miętowym żelem pod prysznic.

   Wyłączyłam wodę i nieco rozsunęłam drzwiczki od kabiny, bym mogła sięgnąć po biały ręcznik, który był powieszony na haczyku tuż obok kabiny. Jednym owinęłam moje ciało, a drugim moją głowę.
- Ej Scar ? - usłyszałam zaspany głos przed drzwiami łazienki.
- Daniel ? - zapytałam zaskoczona. Była szósta siedemnaście, a on wstał ?
- Umm, mogę skorzystać z toalety ?
- Jasne.
Wyszłam z łazienki, a Daniel się uśmiechnął i wszedł do środka.
   Daniel i ja jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Przyjaźniliśmy się od podstawówki. Razem byliśmy w liceum oraz poszliśmy do tej samej szkoły wyższej. Daniel pracował w warsztacie samochodowym. Mieliśmy dobrze płatne prace i mogliśmy kupić jakiś większy dom, ale to mieszkanie wielkościowo jak najbardziej nam odpowiadało. Dodatkowo, rzadko w nim przebywaliśmy, bo przez cały czas pracowaliśmy. Daniel wstawał o dziesiątej i pracował do dziewiętnastej, miał prostsze życie.
Kiedy Daniel był w łazience, ja nałożyłam jasny podkład pod oczy i w miejsca gdzie potrzebowałam krycia. Nie nakładałam dużo makijażu, właściwie to sądzę, że do pracy nie powinno się mocno malować i wyglądać jak serowe Doritos, a na ustach mieć czerwoną szminkę. Nałożyłam eyeliner na powieki oraz pomalowałam rzęsy, a w tym samym czasie Daniel wyszedł z łazienki.
- Daniel - westchnęłam. - Umyj swoje ręce, to obrzydliwe - nigdy nie odpowiadał, ani nie wracał z powrotem do łazienki. Jedynie w odpowiedzi słyszałam zdławiony śmiech zza drzwi do jego sypialni.

  Upuściłam ręcznik, stanęłam w lekkim rozkroku i włożyłam majtki. Przytrzymałam stanik i z łatwością go zapięłam, a następnie przekręciłam go na drugą stronę. Założyłam ramiączka i moje piersi spokojnie i wygodnie "siedziały" w miseczkach. Zbyt dużo informacji ? No cóż.
Po wysuszeniu włosów i nałożeniu ubrania, mój brzuch zaburczał z głodu, więc wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Sięgnęłam po banana i ugryzłam kawałek. Nigdy nie jadłam banana, kiedy w pobliżu był Daniel, bo kiedyś powiedział mi to: "To seksowne, kiedy obserwujesz dziewczynę, która je banana, bo to wygląda tak jakby ssała kutasa" - Boże, dopomóż nam wszystkim.
Gdy zjadłam, wzięłam butelkę wody i wróciłam z powrotem do łazienki, by umyć zęby.

   Zapukałam do pokoju Daniela i weszłam do środka. Leżał na łóżku z telefonem w dłoni.
- Daniel, wychodzę.
- W takim razie widzimy się później - powiedział.
Zaśmiałam się z tego jak desperacko próbował nie zasnąć i szeroko otwierał oczy, co chwilę mrugając.
- Masz jeszcze trzy i pół godziny, idź spać - powiedziałam.
- Okey.

   Weszłam do otępiało szarego i przerażającego budynku, który nazywam moją pracą. Przechodząc przez automatyczne drzwi, podeszłam do recepcji, by oficjalnie pokazać, że wstawiłam się do pracy.
- Dzień dobry panno Rose - Tina - recepcjonistka powiedziała łagodnie.
- Dzień dobry Tina - mruknęłam.
Po podpisaniu się na kartce, uśmiechnęłam się, a Tina odwzajemniła mój gest. Ruszyłam w stronę windy. Winda była biała, a ściany wyłożone były poduszkowym materiałem. Ochronne, szklane pudełko chroniło przyciski, które tylko pielęgniarki oraz pracownicy mogli odblokować. Zabezpieczenie jest po to, by żaden z pacjentów nie mógł niczego nacisnąć, a miękki materiał na ścianach, dlatego że rok temu jakiś pacjent uderzył głową o ścianę tak mocno, że zmarł.
Zawsze przebiegały po moim kręgosłupie ciarki, kiedy myślałam o tym co się tutaj stało. Ale uważam, że to wszystko sprawia, że pacjenci są jeszcze bardziej stuknięci i zażenowani.
Kiedy winda się zatrzymała, wyszłam z niej tak szybko jak to było możliwe. Weszłam do szatni dla pracowników, gdzie każdy miał swoją szafkę, gdzie można było trzymać normalne ubrania i po skończeniu zmiany się przebrać. Każdy miał także swoje klucze, plakietkę i tabletki, które podawało się pacjentom, kiedy mają atak paniki. Nienawidziłam tych tabletek; sprawiały, że pacjent spał przez trzy godziny, a później budził się i nie pamiętał co się stało.
*LUKE*
- Luke, skarbie, to dla twojego dobra, rozumiesz ? Jedziesz do ośrodka...
- Dla psycholi - przerwałem. Wszyscy nienawidzili, kiedy tak to nazywałem.
Moja pielęgniarka - Sarah, ciężko westchnęła: "To nie jest takie złe i to nie znaczy, że nie chcemy ciebie tutaj, chodzi o to, że... tutejsi pracownicy nie są w stanie ci pomóc, a osoby które tam dostaniesz, są bardziej wyspecjalizowane. Mają tam najlepszych pracowników w całej Australii, wiesz ? Proszę, nie bierz sobie tego do serca."
Nie rozumiem, czemu nie mogą mnie zostawić w spokoju. Sarah była moją pielęgniarką - jej celem było "zaprzyjaźnienie się ze mną", co po części jej się udało. Mówiłem jej o różnych rzeczach, ale chciałem by ona też mi mówiła o sobie. Ale ona tylko słuchała i miała wszystko w dupie. A teraz muszę przenieść się z Melbourne do Sydney ? Do miejsca, w którym dorastałem ? Tam gdzie jest cała moja rodzina ? Tam skąd pochodzę...
Ale nie. To nie oznacza, że są aż takimi debilami. Pieprzone dupki.


  Wyprowadzono mnie z celi; w jakże znanym kaftanie bezpieczeństwa - nawet nie możecie sobie wyobrazić jak bardzo był niewygodny. Właściwie to nawet nie wiem po co mam go nosić. Nigdy nikogo nie uderzyłem, ani nie skrzywdziłem; w eskorcie dwóch ochroniarzy, którzy trzymali mnie za ramiona.
- Jeez, możesz poluźnić uścisk ? To Gucci - prychnąłem, żartując sobie z kaftanu.
Tutaj ludzie mnie nienawidzili. Oprócz Sarah - uczepiła się mnie, a ja wszystko zniszczyłem. Prawdopodobnie dlatego, muszę nosić ten gejowski kaftan.

   Po chwili byliśmy na zewnątrz, a pieprzone promienie światła padały wprost na mnie. I nie mogłem zakryć moich oczu, przez ten głupi jebany kaftan.
Uspokój się Luke, cii...
Usłyszałem głos w mojej głowie. Starałem się go posłuchać, ale było to naprawdę ciężkie.
Sydney, Luke Brooks nadchodzi.
*SCARLET*
- Scarlet, możesz tu podejść ? - zapytał doktor Cartridge.
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Doktor Cartridge nosił niebieski strój z białym fartuchem. Na butach miał nałożoną niebieską folię.
- Jak wiesz, każdego poniedziałku dostajemy i wysyłamy pacjentów. Dzisiaj o piętnastej przywiozą nam nowego pacjenta, nazywa się... - zaczął i spojrzał na papiery, które trzymał. - Aha, nazywa się Luke Anthony Mark Brooks - powiedział, a ja pokiwałam głową. - Należy do oddziału dla chorych psychicznie osób - przełknęłam ślinę, kiedy powiedział "psychicznie". - I chcę abyś zaprowadziła go z recepcji do jego pokoju. Czwarty poziom, pokój cztery a. Wiem, że to nie jest piętro, na którym pracujesz, ale liczę na ciebie - uśmiechnął się. - Zrobisz to dla mnie ?
Zrobię ?
Psychiczny...
- Umm, jasne.
Kurwa.
- Dziękuję, panno Rose.
Krótko skinęłam głową i odwróciłam się, chcąc odejść, ale jego głos mnie zatrzymał.
- Oh, i Scarlet ? - odwróciłam się. - Bądź ostrożna, on może być naprawdę przerażający.

 I jest tak jak obiecałam pierwszy rozdział mam zadzieje że jest w miarę dobrze przetłumaczony bo jak już mówiłam wcześniej mój angielski nie jest perfekcyjny. Napracowałam się nad tym aby przetłumaczyć ten rozdział a z niektórymi zwrotami naprawdę się natrudziłam żeby przetłumaczyć tak abyście zrozumieli. Prawdo podobnie jeszcze dzisiaj pojawią się bohaterzy jak nie to na 100% będą jutro. Mam nadzieje że wam się podobało i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza bo to naprawdę bardzo motywuje.^^ Tak wiem trochę się rozpisałam :3

niedziela, 2 listopada 2014

Wprowadzenie.

   Jest to moje pierwsze tłumaczenie i wiem że mój angielski nie jest perfekcyjny ale jest w bardzo dobrym stopniu. Sama tłumaczyłam już kilka opowiadani ale tylko dla siebie więc nie wiem jak mi pójdzie tłumaczenie dla innych mam nadzieje, że wam się spodoba. :) Rozdziały będę się starała wstawiać co tydzień lub dwa. Jakbym nie mogła tego zrobić z pewnością wcześniej to napiszą. Pierwszy rozdział pojawi się już jutro. Mam nadzieje, że wam się spodoba :D (Tak wiem powtarzam się ^^)